środa, 7 grudnia 2011

A jednak...

Oto i jest - moja nowa mysz...


Producent podszedł do tematu profesjonalnie. Miałam szansę poczytać o tym jak obchodzić się ze sprzętem elektronicznym. Co dla mnie jest nowością, bo do tej pory nie czytałam krótkich instrukcji i korzystałam z myszek z najniższej półki (o ile w ogóle na jakiejkolwiek półce leżały:)).
Mnie podoba się okładka. Może jest nieco marketingowa, ale jest w niej kilka składników, które pozwoliły mi dostrzec rzeczy istotne.

Aktualnie się z myszką oswajamy. ;)
Choć po tej przesiadce zaczęłam doceniać rolę swobody i cały system bezprzewodowej komunikacji, którą dotychczas wypierałam, jakoby nie była mi potrzebna. Kluczem do tego jest oczywiście bateria, której też w myszkach nie lubiłam, traktując jako dodatkowy kłopot. Jednak bateria baterii nie równa, dlatego w praktyce sprawdzę czy było to słuszne. Mysz ma tę zaletę, że sygnalizuje kiedy potrzebuje dawki energii...

Myślę, że to dobry, praktyczny prezent. Nawet bez okazji, bo w sumie po co okazje do obdarowywania, skoro każdy dzień jest dla takich celów właściwy.

Jeśli chodzi o sam zasięg, to mysz u mnie działa w odległości sześciu metrów (większej odległości sprawdzić nie mogłam).
Można więc klikać z kuchni, przedpokoju, łazienki, spiżarni, z innego pokoju, tarasu, budy dla psa, z szafy, czy co gdzie tam kto ma i co lubi. O ile nie przeszkadzają w tym drzwi, ściany itp. No i o ile posiada się wzrok sokoli. Chociaż, w sumie... zawsze można dokupić lornetkę. :P

A tak całkiem poważnie pisząc, DZIĘKUJĘ za ten prezent i za wyróżnienie mojej odpowiedzi! Mysz przyszła w najbardziej odpowiednim momencie...

Może wyszło nieco nie rękodzielniczo, ale w ten oto sposób niezwykły już mogę do Was klikać. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz