Naoglądałam się szkodników. Najpierw tych z rodziny kablowatych, a potem... u Moniki Madejek - w pięknej serii lawendowej. Zajrzyjcie koniecznie w te wysmakowane, estetyczne cuda...
Zdecydowanie jej myszki bardziej przypadają mi do gustu niż te polne, czy ostatnio psotne komputerowe.
Z tymi ostatnimi miałam kilka konfliktów, bo tak się składa, że naraz, jakby się złośliwce uwzięły... Przestała działać nawet zapasowa, sprzed wielu lat i pożyczona.
I nie dość, że jedna po drugiej zaczęły fochy strzelać, to jeszcze w skrzynce znalazłam maila, że wygrałam mysz w konkursie, w którym wzięłam udział kilka tygodni temu. Ale niestety, trzeba było odpisać w ciągu 24h i... chyba już jest za późno...
No i nie wiem jak, ale kiedyś będę musiała to powiedzieć. Więc... napiszę wprost, by się z tym oswoić...
Ijuś... Ze... ze... zepsułam i Twoją mysz.
Wybaczysz mi? ;)
A taka fajna... Z piłeczką była. Można było się nią pobawić w ramach relaksu...
Heh, wiadomo co to znaczy zamiast myszy, używać klawiatury. Jak nie wiecie, spróbujcie. Chociażby dla sprawdzenia na ile to łatwe. Obracanie TABulatorami, czy strzałkami to nielada sztuka.
No... I wyszło nieco nie rękodzielniczo i że psotnik jestem, ale cóż... Z prawdą trzeba się pogodzić. ;))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz