środa, 26 października 2011

Chusta, która zwielokrotniła mój zachwyt nad kobiecym pięknem...

Czas na najnowsze rękodzieło. 
Mimo, że jeszcze niedokończone, już mnie cieszy...

Chusta na etapie kilku rzędów wstecz...


Marzyłam o takiej chuście.
Zwykle po cichu, bo nie wiedziałam czy będzie mi do czegokolwiek pasować. A raczej czy będzie pasowała do mojej metamorfozy. Chociaż nie to było ważne.

Marzyłam o jej cieple, ciekawym (wówczas dla mnie niezwykle trudnym do wykonania) wzorze, o jej otworkach, w które można się zaplątać z radości...

Wszelką namiętnością ogarniam koronki, bufki, marszczenia, kokardki, bardzo delikatny (choć jednak nieco sroczy) blask drobnych akcentów, łapiących światło, miniaturowe groszki, pudrowe kolory, zgaszone cienie, rozsądny minimalizm, klasykę... I mimo, że wiele tego piękna pozostaje w sferze nieco odległej, jest w tym pełnia subtelnego wyczucia...


Ta chusta to jeden z większych kroków naprzód do tego, w co wciąga mnie zapał do tworzenia, uaktywniania i rozszerzania możliwości.


Cieszę się, że mogłam sobie na nią zapracować!
To znacznie lepszy rodzaj satysfakcji.
Satysfakcji, która za każdym razem przypomina mi o tym, że nie ma nic za darmo.
I w sumie w porządku, bo pracowity rozsądek, w umiarkowanej formie, to zdrowa rzecz...

Mimo trudu jakiego chusta wymagała ode mnie, okazało się, że jest dla mnie... możliwa do wykonania. Z jasnymi zasadami - z całą pełnią prawdy jej piękna - bez ukrytych haczyków i bez wymuszanych imperatywów w schemacie. To najważniejsze...
Bo tam gdzie nie ma strachu przed tym, co wydaje się strasznie trudne, wszystko idzie... jak po włóczce...

Mimo, że chusta powstała ze schematu - z (prawdopodobnie) niemieckiej Burdy - była możliwa do ogarnięcia. Pozwoliła mi zrozumieć, że nie wszystko muszę robić samodzielnie, że czasem pomoc może być niezbędna... 

Zanim doszłam do stanu, w którym jestem, przerobiłam wiele schematów, które były koszmarnie złe. Z okropnymi błędami, których nie można akceptować, bo wprowadzają chaos, jakiego człowiek nie jest w stanie inaczej naprawić, niż niszcząc, prując i działając od nowa, i od nowa, zatrzymując się ciągle w tym samym miejscu.
Dlatego rozumiejąc schematy, odebrałam swoją lekcję, która jest prawdopodobnie najważniejsza w moim działaniu. Doszłam do niej niemałym kosztem, ale mam nadzieję, że mimo tego nie popełnię dawnych błędów...

♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥

Dzięki rękodziełom szydełkowym, zrozumiałam, że podczas pracy konsekwencja i uwaga to nie wszystko, że podstawą jest rozumienie praw rządzących w tak zapętelkowanym świecie.
Każdy wzór ma swoje zasady, a każda włóczka ma swoje realne potrzeby, które wynikają nie tylko z jej piękna, do którego została stworzona, ale i z włożonej w całość pracy...


Chusty to jedne z piękniejszych akcentów kobiecości, ubrane w zagadkowe motywy. Bez względu na to, czy przypominają truskawkę, czy ananaska, w rzeczywistości akcentują to, co większość kobiet skrywa głęboko w sobie - ten rodzaj namiętności w doświadczaniu piękna i dzielenia się nim ze światem. I z innymi kobietami.
Bo kobiecość wymaga odwagi... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz