sobota, 31 grudnia 2011

NOWY... Znaczy skuteczniejszy!

Stałym, okazjonalnym i przechodnim czytelnikom mojego bloga, życzę WSZYSTKIEGO CO NAPEŁNIONE JEST MIŁOŚCIĄ - kwitnącego zdrowia, pełni sił i motywacji, większej odwagi, zdrowego rozsądku, gdy potrzeba, solidnej cierpliwości, lepszych perspektyw, dobrej woli, uczciwości i szacunku wobec siebie, odnajdywania Miłości w drugim człowieku, radości dzielonej z innymi, pracy na miarę możliwości, wytrwałości w tym, co wydaje się trudne, uśmiechu, szczęścia rodzinnego, weny twórczej i materiałów, dzięki którym powstaje nasze kochane rękodzieło, pokory, życzliwości, anielskich cudów, głębokiej wiary, również w drugiego człowieka, w czyste intencje i wszystkiego pięknego, co rozkwita Z MIŁOŚCI!!!

SERDECZNIE DZIĘKUJĘ za wszelkie przejawy aktywności, za dobre słowa, wiadomości z serca płynące, za cierpliwość, którą mnie obdarzacie, radość, którą się dzielicie i wiarę!
Również za te piękne prezenty, którymi mnie obdarzyliście.

A sobie dodatkowo życzę, abym była uczciwie rozumiana...

Dziękuję, że jesteście!
NIECH SIĘ SPEŁNIĄ PIĘKNE MARZENIA!



♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥



W ramach przywitania Nowego Roku zachęcam Was do wstania z krzesełka i energicznego poruszania się z radosną Whitney Houston! ;)

 Postanowienie mam jedno, bo tylko to działa prawdziwie:
Kochać i szanować...

Edward Tulan dotarł - zapraszam na losowanie!

W tak pięknym towarzystwie dotarł do mnie Edward Tulan...

Wraz z życzeniami, ze słodkościami, z pięknym rękodziełem...


Ze śliczną bombką ręcznie wykonaną przez Basię.

Istne cudeńko!
Niezwykle estetyczne i precyzyjne...





Basiu, raz jeszcze dziękuję!
Bombeczka już wisi na choince.


♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥

A do Edwarda Tulana można się zapisać pod tym linkiem.
Zgłoszenia przyjmuję do 2 stycznia 2012r.

piątek, 30 grudnia 2011

CANDY nr 29. Cudowna podróż Edwarda Tulana... Zapraszam! :)

Zaastanawiałam się gdzie po raz pierwszy dostrzegłam Edwarda. I sobie przypomniałam...
To wspaniałe Candy zapoczątkowała właśnie Natalija.
A więc Edward krąży od maja zeszłego roku! 

Odwiedził już 28 osób, choć czytało go nieco więcej...

Dziś z rana pan listonosz przyniósł go wraz z prezentami od przemiłej Barbary.
Jak tylko się na zewnątrz rozjaśni, pokażę w jak pięknym towarzystwie do mnie dotarł!

Przyznam, że nie mogłam się powstrzymać (musiałam przerwać czytanie Hołowni i Prokopa) i Edwarda przeczytałam od razu.
A po skończonej lekturze, przytuliłam go serdecznie, aby mógł polecieć w dalszą podróż...
Zanim to jednak nastąpi, przeczyta go jeszcze jeden czytelnik, więc CANDY (pomimo czasu przeznaczonego), poleci do kogoś wcześniej, niż w założonym terminie. 

Zapraszam Was do zabawy w polowanko!

Przeczytajcie poniższe zasady - w jaki sposób wziąć udział w losowaniu:
1. Pozostaw komentarz pod tym postem - tak, aby zdążyć przed losowaniem, które odbędzie się 3 stycznia 2012 r. (W zabawie biorą udział tylko osoby posiadające bloga!).
2. Umieść informację o zabawie wraz z podlinkowanym zdjęciem na swoim blogu.
3. Po wylosowaniu, skontaktuj się e-mailowo, podając swój adres. A po otrzymaniu przesyłki, przeczytaj książkę w ciągu 10 dni.
4. Zorganizuj u siebie następne candy, na takich samych zasadach (u Ciebie będzie to CANDY nr 30).
5. Wpisz się do książki.
6. Dodaj do książki dowolną niespodziankę dla zwycięzcy.
7. Wyślij Edwarda z niespodzianką, na podany przez zwycięzcę adres.

Zapisy przyjmuję do 2 stycznia 2012r. do północy. 

Na wynik losowania nie będę wpływać, więc zdecyduje - jak to się mówi - los... ;)
W komentarzach dodatkowo można umieścić info jaką książkę warto przeczytać.
Przy okazji więc dowiem się na jakie książki warto zwrócić uwagę...



Kogo Edward odwiedzi tym razem...?! ;)

czwartek, 22 grudnia 2011

Mr. Snowman & Mrs. Snowwoman...

Nie było śniegu, więc ulepiliśmy z szydełkiem kochające się bałwanki... 

Z marchewami w wersji 3D, spod których wydobywa się subtelny uśmiech, z ciepłym szalikiem i żywym spojrzeniem, które pozwoli im obserwować i rejestrować wszelkie serdeczne odruchy... 

I z długą bawełnianą zawieszką...


Bałwanki pouśmiechały się dobę i... zaczął sypać śnieżek...
Czas się więc zacząć ubierać w kalesony, rajstopy i inne ciepluchy!

W razie adopcji zostawiam namiary na bałwanki: Galeria ArtStacja.


A jak u Was przebiegają przygotowania do zimy?
Lepicie w tym roku bałwanka...? 

wtorek, 20 grudnia 2011

Miłosne drzewko z płatkami śniegu...

Wkrótce zaczniemy przybierać zielone, leśne drzewko, więc musiały się pojawić odpowiednie ozdoby. Oczywiście wykonane ręcznie... 

A skoro ręcznie i z miłości, to oczywiście SERDUSZKA! 
Śniegu u mnie jeszcze nie widać, ale w razie deficytu, wyszyłam śnieżynki po jednej stronie każdego serducha.

Sporo czasu zajęło mi haftowanko i szycie, bo ponad 3 godziny...
Jednak dokładność godna jest każdego czasu!


Pozostało mi ich nieco, więc jeśli ktoś ma ochotę, to m.in. tu się nimi dzielę...



Pozdrawiam Was serrdecznie!

sobota, 17 grudnia 2011

Torba na ziemniaczki. ;)

W ubiegłym tygodniu była mowa o warzywach, więc nie mogło zabraknąć torby na ziemniaczki...

Wrrreszcie ją uszyłam!

Z początku wydawało mi się, że uszy torby są zbyt duże, że niewygodnie się może nosić, ale na ramieniu jest o wieele wygodniej. I mniej wysiłku się wkłada niż gdy się przy kolanku buja...
Tkanina z bliska jest w dotyku dość gruba - bo to oczywiście coś zbliżonego do płótna (choć nie tak gruba jak płótno), w zgrabne wzorki, w kolorze kawy z mlekiem (czyli tak, jak pasuje do reszty).

A dzięki temu, że prasowało się dość wygodnie, samo szycie było wyjątkowo przyjemne. I z tkaniny wyszło jeszcze kilka dodatkowych woreczków, które przydały się na inne drobnostki.


Moja maszyna jest wiekowa, dlatego nie miałam overlocka a jedynie zygzak i prosty ścieg Łucznika, ale po przeprasowaniu wyszło dość ładnie, więc to nie było tak uciążliwe... 

Fotki niestety tylko jakby od środka, ale na możliwości jakie posiadam, myślę, że jest względnie wyraźne.



I z towarem w komplecie. ;))


Tkanina powoli się kończy, więc czas poszukać nowych możliwości...

I tym razem z pewnością będzie coś w klimacie choinkowym, więc zapraszam wkrótce. ;)

piątek, 9 grudnia 2011

Zimowe zapasy...

Któregoś pięknego dnia, zainspirowała mnie marchewka. 
Zwyczajna, polska karotka... 

Kiedy się nią zachwycałam, szydełko spojrzało niewinnie i... spróbowaliśmy wspólnie podjąć to wyzwanie.

Po chwili zgodnej współpracy - wyhodowaliśmy odmianę późnojesienną. ;) 


Do kompletu zaplanowałam jeszcze wyhodowanie żołędzia, ale chyba bardziej przypomina orzeszek...

Jak wiadomo takie rarytasy nosi się w fajnej siatce na zakupy, więc powstała jeszcze biała, zgrabna, siateczka z przewiewnymi otworami...


Pozostaje więc tylko wynieść je w chłodne miejsce... ;))

środa, 7 grudnia 2011

O dwóch takich co... przyszli pocztą...

Jak tylko pomyślę o naszym listonoszu, od razu myślę o nim ciepło...

I właśnie wczoraj ten przemiły pan, wczuwając się w rolę Świętego Mikołaja, podarował mi kopertę w wersji 3D, z prezentem książkowym.

Tak się stało, że wygrałam kolejny konkurs. Tym razem u Scathach.

Jej piękny uśmiech uświadomił mi, że to jednak mnie przypadła książkowa adopcja Szymona Hołowni i Marcina Prokopa...


W nabliższym czasie zabieram się więc za lekturę, by poznać te pozornie sprzeczne światy dwóch mężczyzn. Pozornie sprzeczne, bo tak jakoś pomyślałam, że oni jednak są braćmi...


Dziękuję pięknie!
A sobie, po przeczytaniu książki, życzę poznania ich w rzeczywistości... ;)

Serwetki w kolorze ecru...

W czasie, gdy jeszcze działało szydełko, stworzyłam kilka wełnianych serwetek.

Nie miałam pomysłu, ani schematu, ale kiedy szydełko wpada do rąk, działa wedle swojego rytmu...


Kolor ecru, włóczka niestety nie wiem co dokładnie posiada w składzie, ale na pewno posiada wełnę. 


Kiedy tworzyłam kwadratową, zrozumiałam, że moja przyjaźń z szydełkiem się dopiero rozpoczyna...



Lubię wpatrywać się w te struktury...



Czy jest tu ktoś jeszcze kto lubi te wzorki?! ;)

A jednak...

Oto i jest - moja nowa mysz...


Producent podszedł do tematu profesjonalnie. Miałam szansę poczytać o tym jak obchodzić się ze sprzętem elektronicznym. Co dla mnie jest nowością, bo do tej pory nie czytałam krótkich instrukcji i korzystałam z myszek z najniższej półki (o ile w ogóle na jakiejkolwiek półce leżały:)).
Mnie podoba się okładka. Może jest nieco marketingowa, ale jest w niej kilka składników, które pozwoliły mi dostrzec rzeczy istotne.

Aktualnie się z myszką oswajamy. ;)
Choć po tej przesiadce zaczęłam doceniać rolę swobody i cały system bezprzewodowej komunikacji, którą dotychczas wypierałam, jakoby nie była mi potrzebna. Kluczem do tego jest oczywiście bateria, której też w myszkach nie lubiłam, traktując jako dodatkowy kłopot. Jednak bateria baterii nie równa, dlatego w praktyce sprawdzę czy było to słuszne. Mysz ma tę zaletę, że sygnalizuje kiedy potrzebuje dawki energii...

Myślę, że to dobry, praktyczny prezent. Nawet bez okazji, bo w sumie po co okazje do obdarowywania, skoro każdy dzień jest dla takich celów właściwy.

Jeśli chodzi o sam zasięg, to mysz u mnie działa w odległości sześciu metrów (większej odległości sprawdzić nie mogłam).
Można więc klikać z kuchni, przedpokoju, łazienki, spiżarni, z innego pokoju, tarasu, budy dla psa, z szafy, czy co gdzie tam kto ma i co lubi. O ile nie przeszkadzają w tym drzwi, ściany itp. No i o ile posiada się wzrok sokoli. Chociaż, w sumie... zawsze można dokupić lornetkę. :P

A tak całkiem poważnie pisząc, DZIĘKUJĘ za ten prezent i za wyróżnienie mojej odpowiedzi! Mysz przyszła w najbardziej odpowiednim momencie...

Może wyszło nieco nie rękodzielniczo, ale w ten oto sposób niezwykły już mogę do Was klikać. ;)